Rozmowa z Jurijem Szatałowem, trenerem Górnika Łęczna 

Za nami już pięć kolejek I ligi. Po niezbyt udanym początku sezonu, na który złożyły się porażki Górnika Łęczna z GKS Tychy i Wisłą Płock, nastąpiło przełamanie. W kolejnych spotkaniach ekipa zielono-czarnych zanotowała na swoim koncie dwie wygrane. Najpierw podopieczni Jurija Szatałowa rozgromili u siebie Sandecję Nowy Sącz 3:0, następnie pokonali na wyjeździe Okocimskiego Brzesko 2:1. Spotkaliśmy się ze szkoleniowcem łęcznian, aby porozmawiać o jego wizji górniczego klubu. 

Pojezierze: Letnia przerwa przyniosła wiele zmian w łęczyńskim zespole. Z klubem pożegnało się kilkunastu zawodników, na ich miejsce przyszli nowi piłkarze, powrócono do tradycyjnej nazwy klubu i zatrudniono pana jako trenera. To sporo zawirowań jak na tak krótki okres. Początek sezonu pokazał, że nie wszystkie tryby tej maszyny zdążyły się odpowiednio zgrać.

 

Jurij Szatałow: To prawda. Początek sezonu nie był zbyt udany. Zbieraliśmy drużynę na ostatnią chwilę. Dużo ludzi odeszło, trzeba było poszukać odpowiednich zawodników. Tak więc na chwilę obecną to wszystko nie jest jeszcze do końca zgrane. Potrzebujemy czasu. Jak mawiają specjaliści, na zgranie zespołu potrzeba około roku. My nie możemy tyle czekać. Potrzebujemy kolejnych punktów. Udało się ich trochę zebrać w ostatnich dwóch kolejkach. Tak więc teraz mamy większy komfort psychiczny.

Pojezierze: Można więc powiedzieć, że zespół jest ciągle w budowie. 

Jurij Szatałow: Tak. Co prawda pierwsza jedenastka jest już w miarę ukształtowana, ale żeby zespół dobrze funkcjonował, potrzebna jest wewnętrzna rywalizacja. To sprawia, że drużyna robi postępy. Dlatego poszukujemy piłkarzy do linii obrony i linii ataku. Interesują nas zawodnicy o takiej samej wartości, jak ci, co grają w pierwszej jedenastce. 

Pojezierze: Czym pan się kieruje przy wyborze nowych kandydatów do gry w Górniku? Ma pan jakieś określone preferencje? Wychowankowie, obcokrajowcy? 

Jurij Szatałow: Szukamy wszędzie, w niższych ligach, w ekstraklasie, jeśli jakiś zawodnik nie mieści się w kadrze, próbujemy z nim rozmawiać, ściągnąć go tutaj. Rozglądamy się też za granicą, na wschodzie i na południu – Słowacja, Czechy. Ja się dziwię trenerom, którzy stawiają na przykład tylko na wychowanków klubowych albo na zagranicznych zawodników. Dla mnie piłkarz może być albo dobry albo zły, bez znaczenia skąd pochodzi. Jestem otwarty na wszystkich. Nieważne są dla mnie ani kolor skóry, ani narodowość, ani nawet wiek. Tak jak w życiu, liczy się tylko to, czy człowiek jest dobry czy zły. 

Pojezierze: Porozmawiajmy o mocnych stronach tego zespołu… 

Jurij Szatałow: Mogę wskazać najmocniejsze punkty, ale nie będę operował konkretnymi nazwiskami. W grach zespołowych wyróżnianie pojedynczych zawodników przez trenera jest źle widziane, tworzy niezdrową rywalizację między piłkarzami. Naszym mocnym punktem jest na pewno linia obrony. Tracimy coraz mniej bramek. Ale tak naprawdę to każda linia robi postępy. Zawodnicy coraz lepiej się rozumieją, więc cały zespół funkcjonuje odrobinkę lepiej. 

Pojezierze: A co w tej chwili najbardziej zawodzi? 

Jurij Szatałow: Tak jak już wspomniałem, największym problemem jest nasze zgranie. Zawodnicy dopiero się poznają. Mieliśmy mało czasu. To dało się zauważyć w pierwszych meczach, gdzie zagrania były w innym kierunku niż trzeba. Ale czas działa na naszą korzyść. 

Pojezierze: Podpisał pan roczny kontrakt z klubem. Czy wytycza pan konkretne cele dla swojego zespołu na przyszłość?

Jurij Szatałow: No cóż, ja nie wiem czy jutro albo za tydzień nie przejedzie mnie autobus (śmiech), dlatego nie snuję takich dalekosiężnych planów. Planować to ja lubię kiedy gram w szachy. W piłce zawsze koncentruję się na najbliższym meczu. Najważniejsze jest nadchodzące spotkanie, to do niego się przygotowujemy, trenujemy, ustalamy taktykę. Celem jest zawsze zwycięstwo. 

Pojezierze: Dotychczas ogromną bolączką Górnika były mecze wyjazdowe. Czy ma pan na to jakąś swoją receptę? 

Jurij Szatałow: Recepty nie mam, bo nie jestem lekarzem (śmiech). Zawodnikom trzeba wpajać to, aby wierzyli, że nie ma różnicy gdzie gramy. Uważam, że to czy wygrywamy czy przegrywamy na wyjazdach, najbardziej zależy od psychiki. Zawodnik po podróży przecież nie zapomina jak się gra w piłkę. I w domu i na wyjeździe gramy tak samo. Musimy rywalom narzucać swój styl gry, a to wszystko jest w głowie piłkarzy. 

Pojezierze: Słyszałam, że piłkarze są wyjątkowo przesądni. 

Jurij Szatałow: Ależ oczywiście! Ja też jestem do pewnego stopnia przesądny. Jeszcze jak sam biegałem za piłką też zwracałem uwagę na przykład na to, którą nogą wchodziłem na boisko.
Pojezierze: A taka wiara w „moce nadprzyrodzone” bardziej pomaga czy szkodzi? 

Jurij Szatałow: Chyba i tak i tak. Myślę, że takie przesądy trochę pomagają. Ale z drugiej strony, jeżeli człowiek zaczyna pewne rzeczy widzieć w czarnych kolorach, to przesądy mogą przeszkadzać, szczególnie na wyjazdach. Zawodnik myśli, że coś mu nie wyjdzie, bo nie tą nogą wszedł na boisko, czegoś mu zabrakło, zobaczył coś, co go wytrąciło z równowagi. To nasza głowa decyduje, co zrobi ręka czy noga. 

Pojezierze: Jak kibice zareagowali na powrót do tradycyjnej nazwy klubu? 

Jurij Szatałow: Jak rozmawialiśmy z kierownikiem Sławomirem Nazarukiem, to on mi powiedział, że liczba kibiców powiększyła się z sześciuset osób do półtora tysiąca. Tak więc jest to dość zauważalna różnica. My musimy grać lepszą piłkę i zajmować wyższe lokaty, bo to przyciąga ludzi na stadion. Uważam, że zawodnicy, kibice, pracownicy klubu to jest integralna całość. Przy pustych trybunach nie ma sensu grać. Po prostu zero przyjemności, brak zewnętrznej reakcji, odpowiedzi na grę. A kiedy kibice przychodzą to wszystko wygląda zupełnie inaczej, do tego dochodzi jeszcze ta cała otoczka meczu, oprawa, światła i tak dalej, to wszystko tworzy odpowiedni nastrój.

 

Rozmawiała: Katarzyna Gileta-Klępka