Podejrzani o brutalne morderstwo w Ciechankach nie unikną odpowiedzialności. Psychiatrzy ocenili, że Marta K. i Dariusz M. mogą stanąć przed sądem. Głównym motywem zbrodni była zazdrość.

Jest już opinia biegłych psychiatrów. Wynika z niej, że podejrzani o morderstwo są poczytalni i mogą odpowiadać za swoje czyny przed sądem. Wkrótce też powinny być gotowe wyniki badań DNA, które będą jednym z kluczowych dowodów w sprawie. Tym bardziej, że ciągle nie udało się odnaleźć zwłok zamordowanego Mariusza Ś. Analiza śladów biologicznych może pozwolić na bezpośrednie powiązanie podejrzanych z ofiarą.

Sprawa dotyczy zabójstwa w nocy z 12 na 13 kwietnia w miejscowości Ciechanki pow. łęczyński. 36-latek zginął od cisów zadanych nożem. Z ustaleń śledczych wynika, że głównym motywem zbrodni była zazdrość. Zabity 36-letni Mariusz Ś. pracował w Belgii. Był związany z mieszkającą w Ciechankach 32-letnią Martą K. Przesyłał jej pieniądze i planował wspólną przyszłość. Nie wiedział jednak, że 32-latka ma na miejscu jeszcze innego partnera – 48-letniego Dariusza M. W końcu męscy członkowie trójkąta dowiedzieli się o sobie. Dochodziło do różnych spięć, ale żaden nie chciał zrezygnować z tej „Balladyny spod Łęcznej”.

Feralnej nocy z 12 na 13 kwietnia Mariusz Ś. odwiedził dziewczynę. Wieczorem wyszli na spacer w rejon placu buraczanego w Ciechankach. Mariusz nie wiedział, że idzie wprost w pułapkę. W zasadzce czekał Dariusz M. Udawał pijanego. Zbliżył się do pary, po czym uderzył 36-latka pięścią w twarz. Zaatakowany zaczął uciekać w kierunku lasu. Dariusz M. dogonił go, zwalił z nóg i zaczął bić. Marta K. wręczyła mu pistolet śrutowy, z którego przynajmniej dwa razy strzelił w głowę 36-latka. Kiedy ranny przestał się bronić, Marta K. przytrzymała pierwszego kochanka, a drugi zadał 36-latkowi ciosy nożem w mostek i serce.

Później napastnicy zawlekli ciało Mariusza Ś. do lasu i przykryli gałęziami. Poszli po samochód, w którym mieli już przygotowaną wcześniej plandekę. Następnie jeździli wzdłuż Wieprza, szukając dostępnego miejsca dla pozbycia się zwłok. Kiedy je znaleźli, rozebrali swoją ofiarę i wrzucili zwłoki do wody. Potem spalili ubrania – Mariusza Ś. oraz własne. Chcieli zatrzeć ślady morderstwa. Śledczy znaleźli później w ognisku nóż, którym zadano ciosy. Pistolet wydobyto z rzeki. Zabezpieczono również istotne ślady w samochodzie napastników.

Zostali tak szybko zatrzymani, bo Marta K. sama zgłosiła się na policję. Z zawiadomieniem o … porwaniu Mariusza Ś. Jej wyjaśnienia okazały się jednak na tyle niespójne, że policjanci nabrali podejrzeń. W końcu kobieta załamała się i przyznała się do zbrodni. Dokładnie opisała, co wydarzyło się w nocy z 12 na 13 kwietnia. Jej 48-letni kochanek również złożył obszerne wyjaśnienia i przyznał się do zabójstwa.