loading...

1673 wejścia do 05.01.2022

Hasło „Trzymajmy się morza”, zostało co prawda sformułowane dopiero w 1790 r. przez Stanisława Staszica w „Przestrogach dla Polski”, ale nasi przodkowie już w dobie piastowskiej dążyli do opanowania wybrzeża bałtyckiego. Potem Jagiellonowie (po mieczu i kądzieli), każdy na swój sposób, starali się nawet tworzyć flotę zdolną tego dostępu bronić, ale nikomu się to na dłuższą metę nie udało. Zaślubiny Polski z morzem, których 10 lutego 1920 roku dokonał w Pucku generał Haller, miały być zapowiedzią, że II Rzeczpospolita do spraw morskich podejdzie w odpowiednią uwagą.

Sny o potędze

Na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego Polska uzyskała pas wybrzeża z dostępem do Morza Bałtyckiego o długości 147 km, w skład którego wchodził brzeg Półwyspu Helskiego (74 km), morze otwarte (24 km) i brzeg Zatoki Puckiej (49 km). Na tym odcinku nie znalazł się jednak żaden większy port, ponieważ Gdańsk miał być Wolnym Miastem.

Zablokowanie w porcie gdańskim przeładunku broni do Polski w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku stało się dowodem na to, że budowa własnego portu morskiego jest jedną z najważniejszych gwarancji niepodległości państwa polskiego i jego rozwoju gospodarczego. Dlatego też już w maju 1920 roku wiceadmirał Kazimierz Porębski, szef Departamentu Spraw Morskich Ministerstwa Spraw Wojskowych, zlecił inż. Tadeuszowi Wendzie, który w latach I wojny światowej kierował budową portów w Windawie i Rewlu, znalezienie najbardziej dogodnego miejsca na budowę portu wojennego. Ten zaś wybrał nizinę między Gdynią a Oksywiem, położoną w odległości 16 km od Nowego Portu w Gdańsku1. Jesienią 1920 roku rząd polski podjął decyzję o budowie w Gdyni „Tymczasowego Portu Wojennego i Schroniska dla Rybaków”, wg projektu inż. Wendy.

23 września 1922 r. Sejm przyjął ustawę upoważniającą rząd do budowy portu morskiego w Gdyni. Już w kwietniu 1923 roku otwarto port tymczasowy, a w sierpniu tego samego roku przypłynął do Gdyni pierwszy pełnomorski statek, SS Kentucky pod banderą francuską.

Z portem rosła osada – od 4 marca 1926 roku miasto. O ile w 1921 roku w Gdyni mieszkało 1268 osób, to w maju 1936 roku miasto liczyło 83 tys. mieszkańców, zaś w 1939 roku już 127 tys. Już w 1934 roku Gdynia stała się największym portem na Bałtyku pod względem wielkości przeładunków, a zarazem najnowocześniejszym portem w Europie.

Równolegle z gospodarczym wykorzystaniem dostępu do morza powstawały plany obrony tego wybrzeża. Były nie mniej, a właściwie jeszcze bardziej ambitne. Wiceadmirał Kazimierz Porębski opracował na początku 1920 r. program rozwoju floty, który zakładał wyposażenie w latach 1920-1929 naszej floty w dwa okręty liniowe, sześć krążowników, 28 kontrtorpedowców, 42 okręty podwodne, 3 podwodne stawiacze min, 28 trałowców, 54 kutry torpedowe i wiele mniejszych jednostek.

Zakup, bo o budowie przez polski przemysł nie mogło być mowy, samych tylko pancerników kosztowałby nie mniej niż połowę rocznego budżetu całych polskich sił zbrojnych, a kupno sześciu krążowników byłoby jeszcze droższe. Eksploatacja tych ogromnych okrętów też byłaby zbyt kosztowna2 jak na możliwości powstającego z ruin państwa. Sprowadzone do rzeczywistości kierownictwo marynarki wojennej już we wrześniu 1920 roku opracowało kolejny, dużo skromniejszy plan. Nowa wersja zakładała, że w ciągu 3 lat Polska Marynarka Wojenna będzie dysponować 1 lekkim krążownikiem, 4 kontrtorpedowcami, 2 okrętami podwodnymi, 12 kutrami torpedowymi oraz 4 bateriami artylerii brzegowej, traktorowej (po 4 działa 155 mm). Plan ten nigdy nie został nawet zaakceptowany.

W 1925 roku zakończono prace nad 15-letnim planem rozbudowy sił zbrojnych, który miał być realizowany jednocześnie z programem rozwoju przemysłu zbrojeniowego w latach 1925-1940. W „Zapobiec klęsce” napisałem: Plan ten, z wojskowego punktu widzenia słuszny, był przejawem oderwania się ówczesnych władz od ekonomicznej rzeczywistości kraju. Zakładał bowiem potrzebną rozbudowę sił zbrojnych, nie wskazując jednak realnych źródeł ich finansowania. To zresztą charakterystyczny objaw u wojskowych, występujący w początkach odrodzonego państwa. Dobrym przykładem mogą tu być właśnie koncepcje rozwojowe marynarki wojennej forsowane przez marynarkę wojenną. W realnym świecie wyremontowano tylko 6 przyznanych nam poniemieckich torpedowców, zakupiono 2 kanonierki i 4 trałowce. Dopiero w 1930 roku podniesiono banderę na pierwszym naprawdę nowoczesnym okręcie – wybudowanym we Francji kontrtorpedowcu ORP Wicher. I taka była rzeczywistość.

Dopiero co uchwalony plan też przestał obowiązywać po zamachu majowym Piłsudskiego. W efekcie przez prawie cały czas istnienia II Rzeczpospolitej Kierownictwo Marynarki Wojennej nie miało opracowanych programów rozbudowy floty, a decyzje podejmowano doraźnie w miarę pozyskiwania funduszy. Na przykład w roku 1927 podjęto decyzję o budowie dwóch kontrtorpedowców (Wicher i Burza) i trzech okrętów podwodnych (Wilk, Ryś, Żbik), w roku 1933 zamówiono dwa okręty podwodne (Orzeł i Sęp) i minowce (Jaskółka, Mewa, Rybitwa, Czajka). Tak też było w roku 1934, gdy zaczęto budowę stawiacza min (Gryf).

Jednocześnie cały czas tworzono jakieś plany, a najbardziej kuriozalna była koncepcja rozbudowy floty, przygotowana specjalnie dla polskiej delegacji na konferencję rozbrojeniową w Genewie w 1931 roku. Było to tylko dyplomatyczne prężenie muskułów, w którym jako minimum dla floty polskiej przyjęto: 6 okrętów liniowych (po 15 000 ton), 4 krążowniki (po 8000 ton), 2 kontrtorpedowce (po 2000 ton), 10 kontrtorpedowców (po 1500 ton), 12 okrętów podwodnych (po 1000 ton), 24 okręty podwodne (po 600 ton) – łącznie ponad 160 tysięcy ton!

W miarę realny, chociaż nieprzekonujący ze strategicznego punktu widzenia, był natomiast powstały w 1936 roku tzw. sześcioletni program rozwoju marynarki wojennej. W pierwszej wersji zakładał: 8 kontrtorpedowców, 12 okrętów podwodnych, 12 trałowców, 10 kutrów torpedowych i stawiacz min. Taki kształt floty nie został zaakceptowany przez Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych (GISZ) i już w marcu 1937 roku specjalna komisja opracowała zredukowany plan. Po jego wykonaniu, flota polska miała składać się z 6 kontrtorpedowców (4 dodane do 2 istniejących, przy czym budowa dwóch już się rozpoczęła – Grom i Błyskawica), 8 okrętów podwodnych, w tym typu Orzeł (dwa już w budowie – Orzeł i Sęp), stawiacza min (już w budowie), 8 trałowców (do 4 minowców i dwóch kanonierek już istniejących powstać miały kolejne dwa minowce – Czapla i Żuraw) oraz 3 kutrów torpedowych. Ten plan był najbliższy powodzenia. Jego realizację, czyli budowę 2 niszczycieli, 3 okrętów podwodnych i 3 kutrów torpedowych, przerwała wojna.

Asymetryczność decyzji

Cała ta dosyć chaotycznie budowana flota miała jedną zasadniczą wadę. Była bardzo odpowiednia i przydatna tylko w przypadku wojny z Rosją Radziecką. W konflikcie z Niemcami duże okręty nawodne (kontrtorpedowce i duży stawiacz min) nie tylko były mało przydatne ale przede wszystkim istniała groźba szybkiej ich utraty. Co prawda KMW tworzyła jakieś tam plany ich użycia w konflikcie z Niemcami, ale że były to pomysły niewarte funta kłaków, świadczy najdobitniej fakt, że kiedy tylko prawdziwa wojna z Hitlerem zamajaczyła na horyzoncie opracowano i wdrożono plan „Pekin” - czyli wysłanie kontrtorpedowców do portów naszych sojuszników3.

Był jeszcze jeden problem. Każda flota – ta gotowa do walki z obu potencjalnymi przeciwnikami, czy tylko zdolna do walki z sowietami, potrzebowała bezpiecznej bazy z której mogła do tej walki wyruszać. Z wielu powodów, których tu nie będę poruszać mógł nią być Hel. I rzeczywiście taką mu rolę w II RP przeznaczono. Co prawda istniejący port rybacki z powodu niewielkich rozmiarów i płytkości basenu nie mógł w pełni zaspokajać potrzeb żeglugi morskiej, to jednak jego atutami było to, że spełniał cele szkoleniowe dla marynarki oraz rozpoczęto prace przy jego rozbudowie.

Sprawą równie pilną jak budowa samej bazy dla floty, było zapewnienie jej obrony. Pierwszą próbę podjęto w 1926 roku w związku z propozycją rządu estońskiego, który oferował działa kal. 305 mm, czyli jak najbardziej odpowiednie dla naszych potrzeb. Polska komisja na miejscu zapoznała się z oferowanym sprzętem i wydała pozytywną opinię o ich przydatności. Niestety, prawdopodobnie z powodu faktu iż oferowano same lufy – trzeba było zakupić dodatkowo kołyski, oporopowrotniki, łoża, mechanizmy podniesienia itp – oraz z braku amunicji do nich (Estonia jej nie miała, można ją jednak było sprowadzić na przykład z Tunisu) do sfinalizowania transakcji nie doszło. Sprawa zakupu ciężkich dział wróciła w 1933 roku, przy okazji negocjacji dotyczących zakupu dział średniego kalibru. Wtedy to Szwedzi zaoferowali możliwość opracowania i wyprodukowania dział 305 mm, a rok później negocjowano dostawę dział kal. 254 mm. Za dwa takie działa Szwedzi chcieli ponad 2,6 mln zł. Wraz z działami mieli dostarczyć jeszcze 600 pocisków i zapewniali realizację kontraktu w 30 miesięcy. Tej umowy również nie podpisano4. Był to olbrzymi błąd. Za stosunkowo niewielkie pieniądze ta bateria mogła stanąć na Helu w 1937 roku i wraz z czterema działami 152 mm zapewnić wartościową obronę na całym terenie Zatoki Gdańskiej.

Niestety, w świetle źródeł, wydaje się, że KMW bardziej sondowało rynek, niż autentycznie chciało zakupić ciężkie działa dla Helu. Otrzeźwienie przyszło wraz z przyjęciem 6-letniego planu rozbudowy floty. Jak to jednak w ówczesnej Polsce często bywało poprzeczkę ustawiono bardzo wysoko, chociaż dobrze wiedziano, że wojskowy budżet nie cierpi na nadmiar pieniędzy. Po pierwsze działa miały być kalibru 305-340 mm, co można uznać za rozsądny wybór. Jednak żądanie zasięgu ok. 40 km oraz schronów i pancerza wieży działowej wytrzymujących atak 1 tonową bombą było wymaganiami stanowczo na wyrost5. Normalny zasięg dla tego typu dział wynosił ok. 30 km, a jego zwiększenie wymagało wielu bardzo kosztownych działań, nie dając w zamian odpowiadających wydatkom korzyści. Zupełnie bezsensowne było też żądanie odporności na uderzenie 1000 kg bomby w sytuacji, kiedy żaden z potencjalnych przeciwników ani takich bomb, ani samolotów zdolnych je przenosić nie miał.

Wyśrubowawszy wymagania, w 1937 roku rozpisano konkurs na dostawę nowych dział, jednocześnie szukając chętnego do sprzedaży dział gotowych, używanych. W Holandii znaleziono osiem dział kal. 280 mm. W KMW uznano ich kaliber za zbyt mały. Na konkurs wpłynęły natomiast oferty dwóch firm włoskich i jednej francuskiej. Włoskie zakłady Ansaldo oferowały w listopadzie 1937 roku szybko i niedrogo używane działa 305 mm. KMW chciało nowe, więc zaproponowano jej działa 320 mm po prawie 11 mln zł za dwa działa w wieży pancernej. Targi i ustalenia warunków płatności trwały do marca 1939 roku, po czym po podpisaniu umowy, dalsze uzgodnienia stanęły w miejscu. Nie kupiono też jeszcze droższych armat od drugiej włoskiej firmy – OTO6.

W maju 1939 roku przy okazji pobytu we Francji polskiej misji wojskowej podjęto też temat artylerii dla Helu. Francuzi zaoferowali 305 mm działa kolejowe (porosyjskie, takie same jak oferowane w 1926 roku przez Estonię), które można było zamontować na platformach lub w wieżach, w czym miała pomóc marynarka francuska. Działa miały być gotowe w marcu 1940 roku i kosztować dużo mniej niż wszystkie inne oferowane, bo cztery działa w dwóch wieżach miały nas obciążyć kwotą jedynie ok. 4,3 mln zł7. Negocjacje przerwała wojna, część dział za darmo otrzymali Finowie po zaatakowaniu ich przez Rosję Radziecką, a pozostałe użyli Niemcy w swoim Wale Atlantyckim po zajęciu Francji.

Tymczasem już wcześniej były realne możliwości wyposażenia artylerii nadbrzeżnej w ciężkie działa. Pierwszą stanowił zakup dział z Estonii w 1926 roku. Nie było do nich amunicji, ale Finowie, którzy mieli ten sam problem, dogadali się ze szwedzkim Boforsem i przy jego pomocy sami zaczęli na początku lat 30. produkować potrzebną amunicję. Co więcej takie same działa można było kupić również od Francuzów w latach dwudziestych, zmodernizować na większy zasięg, ale jakoś nikt o tym nie pomyślał. Nawiązanie dobrych kontaktów z Boforsem (działa 152,4 mm, 40 mm plot i 37 mm ppanc) mogło zaowocować też kupnem dział ciężkich. Nie zaowocowało. Była jeszcze czwarta możliwość, zupełnie nie rozważana przez KMW – kupno armat 381 mm od Brytyjczyków. Miały zasięg 35 km, wyspiarze chcieli się pozbyć 18 sztuk i w latach 1929-35 sprzedali je Hiszpanom. Mogli część sprzedać nam.

Prowizorki są najtrwalsze

Uczciwie należy przyznać, że do samej budowy bazy marynarki wojennej na Helu początkowo zabrano się kompleksowo. W latach 20. zbudowano linię kolejową z Pucka przez Władysławowo wzdłuż całej mierzei do Helu. Powstawała również utwardzona droga, specjalnie dla utrudnienia ostrzału z samolotów prowadzona z licznymi zakrętami w terenie leśnym. W październiku 1931 roku podpisano umowę na budowę portu wojennego o wymiarach 330 x 400 m. Równolegle prowadzono na Helu budowę obiektów zaplecza portu – składu min i torped oraz schronów amunicyjnych zlokalizowanych w lesie. Wtedy też zakupiono i zamontowano dwie dwudziałowe baterie dział na kołach – niestety kalibru tylko 105 mm. Ustawiono je na odcinku Hel - Jurata, jako Baterię Grecką i Baterię Duńską. Miały zasięg do 17.700 metrów, były zdolne odpierać atak co najwyżej kontrtorpedowców i traktowane były przez Kierownictwo Marynarki Wojennej wyłącznie jako tymczasowe zwiększenie obronności Helu. Pozostały do końca. Dla podniesienia bezpieczeństwa bazy postanowiono w końcu zainstalować przynajmniej baterię artylerii średniej. Kupione w Szwecji 4 działa 152,4 mm zamontowano w 1935 roku. W tym samym czasie zamontowano na Helu trzy dwudziałowe baterie plot. wyposażone w stare działa 75 mm wzoru 22/24 firmy Schneider, ustawione na żelbetonowych schronach amunicyjnych tak, że mogły prowadzić ogień również do celów nawodnych i naziemnych. Wszystkie obiekty baterii połączone były siecią kolejki wąskotorowej służącej do dostarczania amunicji.

Instalacja obrony przeciwlotniczej (dosyć słabej) i dział średnich w świetnie zamaskowanych stanowiskach wydatnie zwiększyło możliwości obronne Helu8. Bateria o imieniu gorącego zwolennika jej powstania, zmarłego kmdr. ppor. Heliodora Laskowskiego, miała zasięg 26 km i pozwalała już na nawiązanie równorzędnej walki z krążownikami.

Nadzieję na dalsze wzmocnienie siły Helu jako bazy marynarki wojennej, która miała wspierać flotę a nie być przez nią broniona, przyniósł w 1936 roku dekret prezydenta nadający półwyspowi status Rejonu Umocnionego Hel. Niestety za deklaracją nie poszły czyny. Co prawda coś tam stale robiono, budowano, ale najmniej w sprawie zwiększenia militarnej siły Helu. Do wybuchu wojny nie zbudowano nawet odpowiedniej wieży kierowania ogniem baterii 152,4 mm, w prowizorycznej ranny został jej dowódca.

Dopiero w marcu 1939 roku zapadła decyzja o rozpoczęciu budowy planowanego od lat zespołu fortyfikacji lądowych. Po miesiącu gotowy był projekt samych schronów oraz plan ich rozmieszczenia w terenie. Planowano budowę czterech żelbetonowych schronów, uzbrojonych w ciężkie karabiny maszynowe oraz dwie armaty przeciwpancerne kal. 37 mm montowane w wieżach. Prace przy schronach „Sokół", „Sabała", „Sęp" oraz „Saratoga” rozpoczęto 15 maja, bunkry wybudowano ale na miejsce nie dotarły zamówione kopuły pancerne z armatami ppanc. Z czterech lżejszych schronów drugiej linii udało się postawić jeden. Wsparcie artyleryjskie tym liniom zapewnić miały dwie naprędce zorganizowane baterie przeciwdesantowe o numerach 41 i 42, każda z nich uzbrojona w dwie armaty kal. 75 mm. Bateria 41. ulokowana była na zachód od Jastarni z polem ostrzału na Zatokę. Bateria 42. posadowiona została z kolei na wschód od miasta, z kierunkiem ostrzału na pełne morze. Bardzo późno, bo dopiero w lipcu 1939 roku na Hel dotarło też osiem świetnych przeciwlotniczych dział 40 mm.

Wszystkie te zrealizowane działania nie mogły zapewnić bezpieczeństwa Helu jako bazy marynarki wojennej. Co prawda z perspektywy czasu wiemy, że lepsze przygotowanie Helu do obrony nie zmieniłoby w żaden sposób wyniku wojny z hitlerowskimi Niemcami. Jednak zarówno lepsze dowodzenie okrętami podwodnymi jak i przynajmniej dwa ciężkie działa, mogły zmienić jej przebieg na wybrzeżu. Spowodować większe straty wroga. Natomiast uniknięcie sumy wszystkich błędów popełnionych w dwudziestoleciu międzywojennym mogło już poważnie zmienić cały obraz wrześniowych walk. To właśnie starałem się dowieść w książce „Zapobiec klęsce” i jestem o tym głęboko przekonany.

Ryszard Nowosadzki

Przypisy:

1. Wskazując na tę lokalizację inż. Wenda podkreślał, że jest ona osłonięta przez Półwysep Helski od wiatrów, bardziej nawet niż Gdańsk, że występuje koło niej szybko obniżające się dno morskie, sięgające w odległości 400 m od brzegu 6 m, a także niskie wybrzeże ułatwiające budowę portu. Warto dodać, że już w XVII wieku widziano walory tego miejsca, jako dogodnego do budowy portu. W 1634 r. hetman Stanisław Koniecpolski, a następnie inż. wojskowy Jan Pleitner zaproponowali królowi Władysławowi IV budowę przy Gdyni portu wojennego. Planu tego jednak wtedy nie zrealizowano.

2. E. Kosiarz, Flota Białego Orła, Gdańsk 1981, str. 11; R. Nowosadzki, Zapobiec klęsce ..., Lublin 2017, str. 33

3. R. Nowosadzki, Zapobiec klęsce ..., Lublin 2017, str. 59. Oficjalnie miały osłaniać konwoje z zaopatrzeniem wojennym od zachodnich sojuszników dla Polski, chodziło jednak również o ocalenie najwartościowszego członu floty, w sytuacji przewidywanej utraty naszych baz morskich. Pierwotnie do Anglii odpłynąć miał też nasz czwarty niszczyciel – Wicher, ale z powodów propagandowych, decyzją marsz. Rydza-Śmigłego został w kraju.

4. J. Chorzępa, W. Nadolny, Goniąc króliczka – czyli jak nie uzbroić Helu w ciężkie działa, mies. Militaria 5/2010

5. Odległość od baterii 152,4 mm im. H. Laskowskiego na Helu do Westerplatte wynosi 25 km, a do centrum Gdańska 30 km. I to są odległości zapewniające panowanie nad wodami Zatoki Gdańskiej. Zasięg ok. 30 km można było osiągnąć dla porosyjskich dział 305 mm dokonując ich modernizacji, na co byłoby wystarczająco dużo czasu, gdyby kupiono je w latach 20. od Estonii czy Francji.

6. R. Nowosadzki, Zapobiec klęsce ..., Lublin 2017, str. 109-110

7. J. Chorzępa, W. Nadolny, Goniąc króliczka...

8. Stanowiska baterii rozmieszczono na piaszczystych wydmach wzdłuż nieregularnej linii co 80 m. Żelbetonowy blok stanowiska ma masę ok. 800 ton, 13,5 m długości, 11,5 m szerokości i 6,5 m wysokości. Strop tworzący jednocześnie platformę bojową działa ma 2 m grubości, ściany boczne 2,35 m. Stanowisko otaczał wieloboczny (na planie koła) parapet-przedpiersie o wysokości 1,5 m i grubości 1 m. Konstrukcja miała wytrzymać bombardowanie pociskami kalibru do 203 mm. Gotowy obiekt obsypano piaskiem tworząc płaski pagórek o wysokości 4-5 m. Na szczycie pagórka od czoła i z boku stanowiska zbudowano płytę detonacyjną o szerokości 3,8 m i grubości 0,4 m. Jej zadaniem było powodowanie eksplozji padających blisko bomb i pocisków aby nie dopuścić do wybuchu pod fundamentem budowli. Mogłoby to spowodować naruszenie fundamentu i pochylenie stanowiska zabudowanego na lekkim gruncie. Każde działo otrzymało kopułkę z rur stalowych przymocowaną do maski i obracającą się razem z działem. Na kopułkach rozpięto sieci maskujące i ustawiono sztuczne drzewka. Całe maskowanie było tak doskonałe, że do końca działań wojennych Niemcy nie poznali dokładnej lokalizacji baterii.

Bibliografia:

Chorzępa J., Nadolny W., Goniąc króliczka – czyli jak nie uzbroić Helu w ciężkie działa, mies. Militaria 5/2010

Dyskant J. W., Nawodne bliźniaki, Warszawa 1985.

Dyskant J.W., Polska Marynarka Wojenna w 1939 roku, cz. 1: W przededniu wojny, Gdańsk 2000

Kosiarz E., Flota Białego Orła, Gdańsk 1981

Nadolny W., Wielki Leksykon Uzbrojenia, t. 13: Bateria helska, Warszawa 2013

Nowosadzki R., Zapobiec klęsce ..., Lublin 2017

Roszkowski W., Historia Polski 1914–2000, Warszawa 2001.

Rudzki Cz., Polskie okręty podwodne 1926-1969, Warszawa 1985

Steyer D., Koncepcje rozwojowe Marynarki Wojennej w Polsce w latach 1918–1939, [w:] Polska myśl morska, Gdańsk 1971.

Tuliszka J., Baterie nadbrzeżne w okresie II RP, Przegląd Morski nr 6/2004

Wyszczelski L., W obliczu wojny, WP 1935-1939, Warszawa 2008

tagi: II Rzeczpospolita, Hel, baza floty, marynarka wojenna

Lublin 14.05.2021

Z kraju i ze świata

loading...

Ciekawostki

loading...

Wydarzenie kulturalne

loading...

Sport w regionie

loading...

Gospodarka

loading...

Społeczństwo

loading...

Hyde Park

loading...

Szukasz informacji? Sprawdź u nas.

logo e pojezierze 2023 ciemne ok

  

Adres redakcji:
21-010 Łęczna, Zofiówka 135 A

www.e-pojezierze.pl

e-mail: redakcja@e-pojezierze.pl

.

Redakcja

tel. 602 811 876
.
Biuro Reklamy
tel. 500 295 677
tel. 602 811 876