Małżeństwu z Lublina – Sylwii i Tomaszowi, którzy przebywali na doszczętnie zniszczonej przez huragan Irma wyspie Sint Maarten, udało się opuścić tę część Karaibów.
Lublinianie pod koniec lipca wzięli ślub i 1 września pojechali w podróż poślubną. Wtedy jeszcze nikt nie informował o możliwości uderzenia huraganu. O tym, że będzie „gorąco” małżonkowie usłyszeli po raz pierwszy na lotnisku. Próbowali przebukować bilet i wrócić do Polski. Nie było jednak takiej możliwości.
Kiedy huragan uderzył, ukryli się w hotelowej łazience. Spędzili w niej 20 godzin. W ich hotelu wiele pokoi zostało zrujnowanych. Wiatr wiał z siłą 300 km/h. Tylko we francuskiej części wyspy zniszczonych zostało 95 proc. budynków. Zginęli ludzie. To, co ocalało, zaczęło padać łupem band szabrujących wyspę. Pojawiły się nawet informacje o skazanych, którzy uciekli po tym, jak huragan zniszczył więzienie. Na wyspie brakuje wody i żywności.
Mieszkańcy Lublina dwa dni koczowali na lotnisku. Lotów komercyjnych nie ma, uciekinierzy z Sint Maarten mogą tylko liczyć na ewakuację wojskowym samolotem. W pierwszej kolejności ewakuowani byli Amerykanie i Holendrzy. W niedzielę ewakuowano Francuzów. Teraz przyszedł czas na ewakuację obywateli innych krajów.
Tomaszowi i Sylwii z Lublina udało się w poniedziałek. Wylecieli ze zniszczonej przez huragan Irma wyspy Sint Maarten. Zabrano ich stamtąd na Martynikę. Pomogło im dwóch Francuzów i polecieli z francuską armią. Prawie cudem. Samolot którym polecieli, zabierał 50 osób. W kolejce do tego samolotu Tomasz był 49., a jego żona 50. Weszli do samolotu jako ostatnie osoby.
Na Sint Maarten zostało jeszcze kilkoro Polaków. Dane co do ich liczebności różnią się w zależności od tego czy podaje je polski MSZ, czy uwięzieni na wyspie.