Lubelski sklep sieci Praktiker został zamknięty 11 grudnia. Pracę straciło ok. 50 osób, które co prawda otrzymały pensje, ale wciąż oczekują na wypłatę odpraw i odszkodowań. Zgodnie z polskim prawem, zwolnieni pracownicy powinni dostać odprawy razem z ostatnią wypłatą.
Kłopoty zaczęły się już w 2013 r., kiedy to niemiecka sieć ogłosiła upadłość. Polską część kupiła w 2014 r. firma New Finance Services, która jeszcze w marcu zapowiadała emisję obligacji o wartości 150 mln zł, a w kwietniu otwierała swój 25. sklep. Tymczasem 17 października 2016 r. spółka złożyła wniosek o otwarcie postępowania sanacyjnego. 3 listopada 2016 r. sąd przychylił się do wniosku spółki i wydał postanowienie o otwarciu takiego postępowania. Wraz z wydaniem postanowienia sąd wyznaczył zarządcę. Od tamtej pory zamknięto placówki w Lublinie i Rzeszowie. Lokalizacje w Pile i Lesznie przejął Leroy Merlin i Castorama. Praktiker zaś wszedł do Nowego Sącza do placówki po upadłym Nomi.
Problemy Praktikera nie muszą interesować zwolnionych pracowników, którym odprawy po prostu się należą. Tym bardziej, że firma nie upadła, tylko przechodzi restrukturyzację przeprowadzaną pod nadzorem sądu. Dlatego byli pracownicy zastanawiają się nad złożeniem skargi do Państwowej Inspekcji Pracy, a także nad złożeniem pozwu przeciwko byłemu pracodawcy w sądzie pracy.
Kłopoty Praktikera dziwią o tyle, że konkurenci są raczej zadowoleni z koniunktury na rynku związanym z remontami domów i mieszkań. Na przykład Sieć Castorama w pierwszym półroczu 2016 r. zanotowała wzrost sprzedaży w Polsce o 11,4 proc., a jej zysk na sprzedaży wzrósł o 32,7 proc., do 73 mln funtów. Sieć Castorama w tym okresie powiększyła się o dwa sklepy i ma ich już 74. Zatrudnia tam ponad 11,3 tys. osób. Nowe sklepy uruchamia też Leroy Merlin i ma ich już 53 w naszym kraju.
