Fotowoltaika w Polsce przechodzi obecnie kryzys. W kwietniu liczba instalacji przyłączonych przez PGE wynosiła zaledwie 648, czyli raptem 1,5 procent z liczby instalacji przyłączonych miesiąc wcześniej. Zaraz po objęciu władzy PiS zabiło lądowe farmy wiatrowe, w ubiegłym roku przyjęło ustawę ograniczającą opłacalność instalacji fotowoltaicznych. Jednocześnie grzmi o zaprzestaniu importu ropy i węgla z Rosji. Gaz odcięli już sami Rosjanie. Czy w PiS ktoś myśli?
Jak podała sama PGE Dystrybucja w marcu 2022 roku przyłączono 40,22 tys. mikroinstalacji o mocy 314010 kW. W kwietniu przyłączono ich raptem 648 o łącznej mocy 4292 kW. Oznacza to spadek o 98,5 proc. Po prostu wraz z początkiem kwietnia w Polsce doszło do zmiany zasad rozliczania wyprodukowanej przez prosumentów energii elektrycznej. Zamiast dobrze znanego net-meteringu, który zakładał możliwość wykorzystania 70 lub 80 proc. nadwyżki energii oddawanej do sieci, zaczął obowiązywać net-billing. Nowe zasady rozliczania wyprodukowanej energii elektrycznej stanowią dużą niewiadomą. W odróżnieniu łatwego w oszacowaniu pod kątem opłacalności net-meteringu net-billing w zasadzie nie pozwala na określenie minimalnego czasu zwrotu z inwestycji.
Fotowoltaika w Polsce rozwijała się bardzo szybko. Mamy już przyłączonych ponad milion mikroinstalacji fotowoltaicznych. Łączna moc wszystkich mikroinstalacji w Polsce to według PTPiREE ponad 7,3 GW. Fakt ten powinien cieszyć, ponieważ może to przełożyć się na redukcję ilości węgla, która jest potrzebna do zapewnienia prądu dla mieszkańców naszego kraju. Aby tak się jednak stało, konieczna jest poprawna praca przydomowych elektrowni. Potrzeba dwóch rzeczy – budowy sporej liczby magazynów energii oraz poprawy stanu polskich sieci elektroenergetycznych. Tymczasem magazynów nie ma a krajowa sieć przesyłu energii elektrycznej jest w fatalnym stanie.
Zamiast budować magazyny energii i poprawiać sieć przesyłową rząd PiS wybrał drogę zniechęcania ludzi do budowania domowych instalacji fotowoltaicznych. Ktoś może powie, że rząd nie ma pieniędzy. Rzeczywiście nie ma, bo wydał je w dużej mierze na kiełbasę wyborczą.
System handlu emisjami ETS funkcjonuje od 2005 roku. Są to środki bardzo duże, które tylko w ubiegłym roku sięgnęły 25 mld zł. I wpłynęły do polskiego budżetu, stanowiąc jego przychód. Tak, nie do UE tylko do polskiego budżetu! Zgodnie z unijną dyrektywą ETS przynajmniej połowa tych pieniędzy powinna być przeznaczana na inwestycje sprzyjające redukcji emisji gazów cieplarnianych i system wsparcia dla odbiorców energii. Tymczasem na te cele w Polsce trafiło jedynie 4 proc. a reszta, czyli 96 proc. rozpłynęła się w budżecie, finansując inne cele rządu. I to jest jeden z głównych powodów tak drogiej energii w Polsce.
Prąd dla odbiorców biznesowych w ciągu roku podrożał trzykrotnie. Polski rząd zrzuca winę na unijny system, ale sam otrzymane za darmo uprawnienia sprzedaje za miliardy złotych. W ub.r. zarobił na tym najwięcej w Europie.
Tak więc jedną ręką rząd PiS kupuje swój elektorat programami socjalnymi a drugą wpływa na niesamowity wzrost cen energii elektrycznej, na wielką inflację w Polsce (i stawia tablice propagandowe, że to wina UE!). Tak długo jak elektorat PiS będzie się nabierał na te prymitywne manipulacje rządu PiS, Polska będzie powoli i systematycznie popadać w ruinę. Kto i kiedy to później odbuduje?
Łęczna 17 maja 2022
Aktualności z Łęcznej i regionu; informacje ważne i ciekawe z Łęcznej i okolic; biznes, sport i kultura w Łęcznej, Lubartowie, Lublinie, Świdniku i Włodawie.