Jarosław Kaczyński znów gaworzy czy jak kto woli międli, że to opozycja winna jest dzisiejszym kłopotom energetycznym. Absurdalna teza, którą można by odeprzeć prostym stwierdzeniem, że to PiS od siedmiu lat rządzi i decyduje o tym co dzieje się w Polsce. Jednak wina, tej już tylko formalnie Zjednoczonej Prawicy, ma głębsze podłoże. PiS w trakcie swoich rządów zrobił wiele by nie poprawić w istotny sposób sytuacji w naszej energetyce. Tutaj tylko trzy dowody.
Po pierwsze to PiS zwiększył nasze uzależnienie od rosyjskiego węgla. Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, w roku 2015 (kiedy PO i PSL oddawały władzę) do Polski sprowadzono 4,9 mln ton rosyjskiego węgla. W roku 2018 było to już ponad 13 mln ton by w 2020 roku spaść (pierwszy rok covidu w Polsce) do 9,5 mln ton węgla kamiennego z Rosji (całkowity import wyniósł 13,2 mln ton węgla kamiennego). Skąd ten wzrost importu? Po prostu w czasie rządów PiS spadało wydobycie węgla w Polsce. Tylko w 2020 roku w porównaniu do 2019 wydobycie węgla kamiennego z krajowych kopalń spadło o około 7,7 mln ton. Do tego rząd PiS podjął decyzję o zakazie importu z Rosji wcześniej niż pozostali znaczący importerzy węgla z Unii Europejskiej, wywołując brak węgla w kraju.
W 2016 r. PiS wprowadził przepisy, które niemal całkowicie zamroziły rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Przez prawie 6 lat moc z wiatraków wzrosła niewiele i zatrzymaliśmy się na poziomie ponad 7 GW mocy. Łączna moc zainstalowana wszystkich źródeł energii elektrycznej w Polsce wyniosła w czerwcu br. 58,1 GW (energetyka konwencjonalna i OZE), z tego 20,1 GW to odnawialne źródła energii (35% - najwięcej fotowoltaika). Wydawać by się mogło, że PiS poszedł wreszcie po rozum do głowy, bo w lipcu rząd przyjął nareszcie zapowiadany od dłuższego czasu projekt ustawy liberalizującej tzw. ustawę odległościową z 2016 r. Szacuje się, że dzięki zmianie reguły odległościowej moc zainstalowana z nowych, lądowych farm wiatrowych do 2030 r. wyniesie około 13 GW, czyli łącznie moc z wiatru wzrośnie do ok. 20 GW – uważa Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). Jednak PiS niechętnie rozstaje się ze swoimi błędami – ustawa utknęła w sejmowej zamrażarce. Rządzący dalej wolą elektryczność z węgla – którego brakuje a uzyskiwana z niego energia jest już droższa niż z wiatraków!
Na koniec Polska pod rządami PiS zmarnowała ogromne pieniądze ze słynnych opłat za emisję CO2. Tak Polska, bo wielu rodaków ciągle nie wie, że opłaty za emisję z systemu ETS, wcale nie trafiają do Brukseli ale do krajów członkowskich. Polski budżet tylko w ubiegłym roku otrzymał z tego tytułu ok. 25 mld zł! Powtórzmy, środki ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 trafiają do budżetu danego państwa i stanowią ich przychód. Zgodnie z unijną dyrektywą ETS przynajmniej połowa tych pieniędzy powinna być przeznaczana na inwestycje sprzyjające redukcji emisji gazów cieplarnianych i system wsparcia dla odbiorców energii. I część tych ogromnych pieniędzy (w latach 2013-2021 ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 Polska otrzymała 60 mld zł, najwięcej w latach 2019-21 bo aż 50 mld zł), poszła rzeczywiście na finansowanie programów takich jak Mój Prąd ani programów wspierających OZE, niskoemisyjny transport czy poprawę efektywności energetycznej budynków. Bardzo wiele tych pieniędzy poszło jednak na transfery socjalne.
Tymczasem w Polsce rozwój źródeł odnawialnych stanowi wyzwanie dla sieci energetycznej, ponieważ OZE są rozproszone i niestabilne: zależne od pory roku czy dnia. Jeśli liczba instalacji i udział zielonej energii ma rosnąć, potrzebny jest nowy sposób działania całego systemu energetycznego. Sieć elektroenergetyczna została zbudowana hierarchicznie: energię wytwarzała ograniczona liczba elektrowni bazujących na stabilnych paliwach takich jak gaz czy węgiel. Źródła odnawialne nie są tak przewidywalne jak elektrownie wykorzystujące paliwa kopalne. Transformacja energetyczna i rozwój OZE będzie możliwy tylko jeśli operatorzy, podmioty wytwarzające energię i konsumenci będą inteligentnie zarządzali mocą. Tymczasem od lat wiadomo, że stan polskich sieci energetycznych pozostawia wiele do życzenia, co ogranicza możliwość przyłączania do nich nowych mocy.
Według IEO skala odmów zgody na podłączenie planowanych elektrowni słonecznych do sieci energetycznej jest porażająca, a w 2021 r. z tego powodu do zamrażarki mogły trafić projekty OZE o łącznej mocy nawet 20 GW. Operatorzy masowo odmawiają przyłączania do sieci energetycznych kolejnych farm słonecznych. Skala decyzji odmownych jest wielka – u niektórych operatorów sięga nawet 60 proc. rozpatrywanych wniosków. Powodem są niewydolne sieci energetyczne. I w tej sprawie rząd PiS (kiedy to problem zaczął narastać) zrobił bardzo niewiele. Według ostatnich dostępnych danych już w 2017 roku aż 90 % linii wysokiego napięcia miało ponad 10 lat, w tym 43 % – 40 lat i więcej. Polskie Sieci Elektroenergetyczne pilnie wymagają wielomiliardowych inwestycji, żeby móc sprostać rozwojowi OZE. Ale winna jest tylko opozycja?
ps. W polskim KPO są przewidziane środki na inwestycje w zielone przedsiębiorstwa, rozwój energetyki wiatrowej na morzu, budowę magazynów energii elektrycznej, itp. PiS pod batutą Ziobry woli jednak mieć bat na sędziów, niż tani i czysty prąd dla Polaków.
Łęczna 16 września 2022
Aktualności z Łęcznej i regionu; informacje ważne i ciekawe z Łęcznej i okolic; biznes, sport i kultura w Łęcznej, Lubartowie, Lublinie, Świdniku i Włodawie.