Łęczna liderem ucieczek
Polska się kurczy, oczywiście obszar kraju ciągle ten sam, ale liczba ludności powoli, aczkolwiek systematycznie, się zmniejsza. Rodzi się mniej dzieci, kwitnie chociaż ostatnio mniej intensywnie emigracja zarobkowa. Przyczyny obu zjawisk są jednak jedne – ekonomiczne.
Z opublikowanych ostatnio danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w całym województwie lubelskim mieszka 2 miliony 175,7 tysiąca osób, czyli ponad 23 tysiące mniej niż 10 lat temu. Co więcej utrwala się przewaga ludności mieszkającej na wsi. Aktualnie zamieszkujący tereny wiejskie o 150 tysięcy przeważają nad mieszczuchami. Ba, w ciągu 10 lat liczba ludności wiejskiej zmniejszyła się o 9 tysięcy, zamieszkującej miasta o 14 tysięcy.
W liczbach bezwzględnych największą liczbę mieszkańców stracił Lublin – ubyło mu 8 tys. mieszkańców. Chełm stracił 2,5 tys. a Zamość prawie 1,2 tys. Jednak liderem ucieczek z miasta jest powiatowa Łęczna, której liczba ludności spadła o 1463 mieszkańców. Oznacza to 6,6 proc. zmniejszenie liczby mieszkańców. Lublin w tym samym czasie stracił zaś 2,24 proc. mieszkańców.
Casus Łęcznej jak w soczewce pokazuje przyczyny emigracji z polskich miast. Mieszkający w nich ludzie są bardziej mobilni niż ci ze wsi, chętniej szukają dla siebie lepszych warunków do życia. A wbrew pozorom, pomimo najwyższych w województwie średnich zarobków, życie w Łęcznej to nie sielanka. Przede wszystkim ciężko o pracę. Zwłaszcza dla kobiet. Bo w gminie Łęczna, poza kopalnią zlokalizowaną w sąsiedniej gminie, większych pracodawców nie ma. Rozwija się tylko handel, usługi już mniej a wytwórczości praktycznie nie ma. Tak jak nie ma zachęt do lokowania biznesu w Łęcznej. Wręcz przeciwnie – podatki lokalne dla biznesu są na poziomie Lublina.
Z Łęcznej wyjeżdżają nie tylko bezrobotni, opuszczają ją też ci, którzy dobrze zarabiają. Nie chcą już mieszkać w socjalistycznych klockach, wolą własne domki. A że, warunki do budowy są lepsze na wsi niż w Łęcznej, to wybierają wieś. Do pracy dojadą własnymi samochodami, a te kilka kilometrów więcej nie sprawia problemu. Na zakupy pojadą do Lublina, po rozrywkę też. Dzieci i tak już często kształcą w stolicy województwa, łęczyńskie szkoły u wielu nie cieszą się zaufaniem.
Można by powiedzieć, że to bliskość Lublina wysysa mieszkańców z Łęcznej. Przykład Świdnika temu przeczy. To miasto koło koziego grodu należy (obok Biłgoraja) do nielicznych ośrodków miejskich Lubelszczyzny w których w ciągu dziesięciolecia liczba mieszkańców wzrosła. Przybyło ich 523, w Biłgoraju aż 911. Ale w tych miastach czuje się życie. Rozwój nie jest oparty na jednej firmie, tam się produkuje, handluje, wypoczywa. Miejska placówka kultury, chociaż jeszcze nie ma własnej siedziby, co kilka dni ma dla mieszkańców jakąś propozycję; działają stowarzyszenia i różne grupy mniej lub bardziej formalne.
Trudno jednoznacznie wskazać przyczyny kurczenia się Łęcznej, jak i powody wzrostu Świdnika czy Biłgoraja. Żadne z tych miast nie znalazło się na przykład na dobrych miejscach w samorządowym rankingu miejscowości wybitnie podnoszących jakość życia mieszkańców. Ba, szóste miejsce zajęły w nim Puławy, z których ubyło prawie 700 mieszkańców, Lublin był na 27 miejscu wśród miast na prawach powiatu. Do tego, dane statystyczne są częściowo zafałszowane – po prostu na listach meldunkowych w wielu przypadkach wciąż figurują osoby, które wyemigrowały zagranicę, lub na przykład do Warszawy i nie wiadomo czy do miejsca zameldowania w ogóle wrócą.
Dane statystyczne są jednak pouczające, dobrze by było aby ich opracowaniem zajęli się socjologowie, urbaniści i wszelkiego rodzaju specjaliści od jakości życia i pracy. Wnioski mogłyby być zaskakujące ale na pewno przydatne.
Ryszard Nowosadzki