Wojna na Ukrainie uświadomiła polskim politykom jak słabo jesteśmy przygotowani do ewentualnej wojny z takim agresorem jak na przykład Rosja. To o czym publicyści militarni pisali już od lat, nagle dotarło też do decydentów. No i wysłali ministra obrony na zakupy po całym świecie. Nie docenili chyba jednak zakupoholizmu ministra Błaszczaka, który w kilka lat chce nadrobić trzydziestoletnie zaniedbania. Nie tylko niefrasobliwość własną ale i poprzedników.

Problem jednak wcale nie polega na przyśpieszonych zakupach ale na kupowaniu często byle czego, aby tylko dużo i szybko. W tym zakupowym szaleństwie nie ma żadnej myśli przewodniej, planu jakiego konkretnie sprzętu wojsku najbardziej potrzeba, jak poszczególne zakupy wpasują się w system dowodzenia, łączności i we wzajemne współdziałanie. Do tego dochodzi kwestia dozbrajania Ukrainy, która chociaż pozytywna z drugiej strony powoduje rozbrajanie WP i poważne osłabianie polskich możliwości obronnych.

Część z tych zagadnień zawarłem już w opublikowanych na e-pojezierzu materiałach dotyczących wojsk obrony powietrznej i pancernych. Materiał o artylerii i obronie przeciwpancernej jest w opracowaniu. Tutaj będzie tylko o aktualnej sytuacji i zakupach Błaszczaka. Szalonych zakupach.

Kiedy wstępowaliśmy do NATO zobowiązaliśmy się wzmocnić nasze lotnictwo do poziomu 180 maszyn bojowych. Dzisiaj Polska dysponuje wielozadaniowymi F-16 (48 szt.) i 29 myśliwskimi Mig-29. Są też myśliwsko-bombowe Su-22 (18 szt.), taktyczne samoloty transportowe C-130 Hercules (5 szt.), średnie samoloty transportowe C-295 CASA (16 szt.), samoloty szkolno-treningowe Leonardo M-346 Bielik (16 szt.). Razem to 132 samoloty (wliczając nawet szkolne i transportowe maszyny). Dopiero 31 stycznia 2020 r. szef MON podpisuje umowę na zakup 32 wielozadaniowych samolotów piątej generacji F-35. Kosztowny zakup ale raczej wart swojej ceny. Według pierwotnej umowy pierwsze maszyny mają trafić do Polski w 2026 roku, a kontrakt wart jest 4,6 mld USD (21,114 mld zł po kursie z 1.08).

Co więc dalej robi spanikowany wojną na Ukrainie Błaszczak – będąc na zakupach w Korei Południowej zamawia 48 koreańskich FA-50 – dobrych samolotów treningowych o bardzo ograniczonych możliwościach bojowych. Cena oficjalna jest jeszcze utajniona ale fachowcy oceniają koszt na od 4,1 do 5,5 miliardów zł. Gdyby w 2013 r. MON zdecydował się na T-50 (za 16 sztuk 1,8 mld zł), to taki ruch miałby sens. Mielibyśmy samoloty droższe, ale z większymi możliwościami niż włoskie. Dziś sytuacja jest inna, a w zakupie wersji bojowej T-50 – FA-50 – trudno szukać logiki – podsumowano zakup w Newsweeku. I tak rzeczywiście jest. Kupa forsy za 48 maszyn o niskiej jednak przydatności bojowej. Te samoloty w małych ilościach kupiły tylko takie „potęgi” jak Indonezja (16 szt.), Filipiny (12 szt.), Tajlandia (12 szt.) oraz Irak (24 szt).

Tymczasem podczas międzynarodowej wystawy lotniczej Farnborough International Airshow 2022 w Wielkiej Brytanii (18-22 lipca br.), konsorcjum Eurofighter wraz ze spółką Leonardo Aircraft, na zorganizowanym dla polskich mediów briefingu, ogłosili chęć zaproszenia Polski do programu samolotu wielozadaniowego Typhoon. Co więcej konsorcjum Eurofighter jest gotowe zaoferować Polsce natychmiastowe dostarczenie najnowszych Typhoonów (Tranche 3), które wzmocniły by lotnictwo Sił Powietrznych RP w bardzo wysokim stopniu. Do tego przedstawiciele konsorcjum stwierdzili, że po przystąpieniu do programu Wojskowe Zakłady Lotnicze Nr 1 w Łodzi i Wojskowe Zakłady Lotnicze Nr 3 w Dęblinie mogą zostać zaproszone do wejścia do globalnego łańcucha dostaw programu Eurofighter Typhoon. Te samoloty są dosyć drogie – oficjalnie jeden kosztuje około 126 mln dolarów (niektórzy twierdzą że więcej) ale o ich jakości najlepiej świadczy fakt, że do tej pory sprzedano 623 samoloty tego typu, z czego dostarczono 571 maszyn. We flotach sił powietrznych latają 564 maszyny. W naszym zasięgu są też jeszcze tańsze ale dobre Gripeny. Zakup koreańskich maszyn to ślepa uliczka i niepotrzebne wydawanie pieniędzy.

Na szczęście takich błędów nie popełniło MON i Błaszczak przy zakupach środków obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. System rakiet Patriot – łącznie 8 baterii, w tym dwie mają za 4,75 mld dolarów, mają trafić do Polski jeszcze w tym roku – uzupełniony docelowo 23 zestawami (baterie, w każdej dwie jednostki ogniowe) pocisków CAMM brytyjskiego producenta MBDA UK, z których pierwsza będzie już niedługo, zapewnią naprawdę dobrą i skuteczną obronę Polski. Uzupełnią ją świetne polskie Gromy i Pioruny (uznawane za najlepsze na świecie w swojej klasie) oraz zestawy rakietowo-artyleryjskie ZUR-23-2SP Jodek.

O ile powyższe zakupy są naprawdę trafione to przy wyposażaniu wojsk lądowych w sprzęt pancerny i artylerię to ministra Błaszczaka poniosła iście ułańska fantazja i w pełni ujawnił się jego zakupoholizm. Zapowiedział nie mniej nie więcej a zakup 500 zestawów Haimars, 500 samobieżnych armatohaubic i 1000 czołgów. Ten tysiąc to z Korei, a przypomnijmy wcześniej zakupiliśmy 250 nowych i 116 używanych Abramsów! Są to liczby wzięte z sufitu i całkowicie nierealne. Dzisiaj mamy 4 dywizje i łącznie 14 brygad. Nawet licząc po 1 dywizjonie na brygadę to potrzeba by 336 zestawów, a tak liczne wyposażenie brygad w artylerię jest niespotykane na świecie. I strasznie kosztowne. Ukraińcy za 54 armatohaubice wraz z pojazdami towarzyszącymi zapłacą około 3 miliardów złotych. A do tego dochodzi wielki koszt amunicji. Co już zupełnie dyskwalifikuje ministra Błaszczaka to zapowiedź kupowania armatohaibic od Korei Południowej, chociaż sami produkujemy może i lepsze. To dywersja gospodarcza. Sens miałoby kupienie pewnej liczby podwozi bo nasz przemysł ma w tym zakresie problemy. Ale MON i Błaszczak chcą kupować całe pojazdy.

500 wyrzutni Haimars w WP to już pełny odlot. Aby umieścić liczbę 500 Haimars w odpowiednim kontekście: to jest więcej, niż ich mają obecnie Stany Zjednoczone i cała reszta świata (Singapur, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Jordania i Rumunia). Co więcej kiedy kilka lat temu zapadła decyzja o zakupie Himarsów w ramach programu Homar, do Wojska Polskiego miało trafić kilkadziesiąt wyrzutni (liczba się zmieniała – 54, 36, ostatecznie zdecydowano o zakupie 20 wyrzutni z małym zapasem amunicji za 414 mln dol.). Dlatego z tak wielkim zdziwieniem spotkała się majowa deklaracja ministra Błaszczaka, mówiącego o chęci pozyskania przez Polskę 500 Himarsów.

W polskich warunkach oznacza to wyposażenie w nowoczesną artylerię rakietową 27 dywizjonów po 18 wyrzutni. To za dużo w stosunku do potrzeb wojska. Do tego nas po prostu na to nie stać, na takie zagęszczenie artylerii rakietowej nie mogą sobie pozwolić nawet bogaci Amerykanie. No ale jak ktoś obiecuje promy z polskich stoczni czy 1 mln samochodów elektrycznych to czemu ma nie obiecać 500 Himarsów.

Nie chodzi nawet o sam ogromny koszt zakupu 500 wyrzutni, ale o możliwość dostarczenia Himarsom amunicji. Przy założeniu, że jeden pocisk GMLRS kosztuje ok. 166 tys. dolarów, jedna salwa polskich Himarsów (500 zestawów po 6 pocisków) oznacza koszt zbliżony do 2 mld złotych. Na razie nie wiadomo jednak, jaki zapas amunicji będzie towarzyszył wielkim zakupom Himarsów, a właśnie to będzie decydować o ich przydatności. W przypadku pierwszego zamówienia dla 18 bojowych wyrzutni zamówiono raptem 36 pakietów po 6 pocisków i 30 pocisków balistycznych ATACMS. Czyli raptem na dwie salwy z każdej wyrzutni! To tak jakby kupić sobie 5 mercedesów z zapasem paliwa na 50 km. Ma to sens? Ukraińcy twierdzą, że aby pokonać Rosjan potrzeba im 100 wyrzutni Himars, Błaszczak chce 500.

Na koniec jeszcze trochę o czołgach. Po oddaniu prawie wszystkich T-72 i nieznanej jeszcze liczby czołgów PT-91 Twardy znacznie osłabiliśmy nasze siły pancerne. W strukturach istniejących dzisiaj dywizji powinno być 13 batalionów czołgów (po 58 maszyn) czyli minimum 754 czołgów. Zostało nam 247 Leopardów A4 i A5 oraz co najmniej 116 PT-91 Twardy, czyli 363 maszyny. Do 2026 roku dojdzie jeszcze 366 Abramsów co daje 729 czołgów.

Racjonalne działanie MON to dokupienie ok. 60 koreańskich K2, słabo opancerzonych po bokach, a więc nieodpowiednich do działań w Europie, ale przydatnych do szkolenia nowych czołgistów. Do tego zamówienie 480 czołgów zmodernizowanej wersji K2PL w polskim i koreańskim przemyśle (wydłużonych, lepiej opancerzonych i z zabezpieczoną amunicją) powinno zaspokoić nasze potrzeby.

Pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł. Zapowiadane dzisiaj przez MON i ministra Błaszczaka zakupy sprzętu cechuje brak rozwagi, owczy pęd i zupełne nieliczenie się z kosztami. A napisałem tutaj tylko o najważniejszych potrzebach z długiej listy zakupów. Oficerom i ministrowi zalecam więc relanium i trochę myślenia oraz kalkulowania przy składaniu zamówień. Bez względu na wynik wojny na Ukrainie, Rosja przez najbliższe kilka lat nie będzie w stanie prowadzić nowej wojny. Nieprzemyślana gonitwa za uzbrojeniem po całym świecie to nie jest dobry pomysł na wzmocnienie naszej armii.

Ryszard Nowosadzki

Szukasz informacji? Sprawdź u nas.

logo e pojezierze 2023 ciemne ok

  

Adres redakcji:
21-010 Łęczna, Zofiówka 135 A

www.e-pojezierze.pl

e-mail: redakcja@e-pojezierze.pl

.

Redakcja

tel. 602 811 876
.
Biuro Reklamy
tel. 500 295 677
tel. 602 811 876