Już w najbliższą niedzielę, 13 października, rowerzyści z Łęcznej i okolic mogą wziąść udział w rajdzie zamykającym tegoroczny…
Czytaj całośćDookoła Polski na dwóch kółkach
„Już nie ma dzikich plaż” śpiewała Irena Jarocka. Łęczyńscy rowerzyści przekonali się, że to nieprawda.
Wystarczyło pół roku wyjazdu na saksy do Niemiec, żeby stęsknić się za Polską. Między innymi z powodu nostalgii za krajem Emilia Zakostowicz i Karol Flejmer postanowili okrążyć swoją ojczyznę.
– W lipcu zrobiliśmy sobie dłuższy urlop, więc nadarzyła się okazja na zrealizowanie marzenia – opowiada Karol, któremu od lat chodziła po głowie wyprawa rowerowa dookoła Polski. Łęcznianie opracowali trasę, załadowali bagaże w sakwy i ruszyli w kierunku granicy.
Wyprawę rozpoczęli w Woli Uhruskiej nad Bugiem, skąd ruszyli na północ. – Polska wschodnia to prawdziwa mieszanka kultur, mijaliśmy kościoły katolickie, cerkwie prawosławne i unickie a nawet meczety – opowiadają rowerzyści. I dodają: - Niesamowitym miejscem jest Święta Góra Grabarka, która dla polskich wyznawców prawosławia stanowi miejsce kultu tak ważne jak Częstochowa dla katolików. Wierni ustawili w Grabarce tysiące krzyży. Bardzo dobrze czuliśmy się w puszczy białowieskiej. Białowieża jest klimatycznym, spokojnym miejscem, nieskażonym komercją – mówi Emilia.
Rowerzyści pokonywali dziennie ok. 100 – 150 km. Najdłuższy dzienny dystans mieli na początku wyprawy. – Zwolniliśmy na Suwalszczyźnie i Mazurach Garbatych, gdzie czekało na nas wiele niełatwych podjazdów. Byliśmy zaskoczeni, że północ Polski jest taka górzysta – opowiadają łęcznianie.
Nie oszczędzała ich też pogoda. - Dni z pogodą całkowicie sprzyjającą komfortowej jeździe, mógłbym wyliczyć na palcach jednej ręki, ale nikt nie obiecał, że będzie lekko, zamiast tego było ciekawie – mówi Karol. Szczególnie zimno było nad morzem, gdzie przez wiatr i deszcz rowerzyści musieli robić przerwy w jeździe. – To wszystko przeze mnie, bo pogoda zepsuła się od kiedy dołączyłem do wyprawy – żartuje Norbet Niedobylski, który jechał od Gdańska do Raciborza.
Na zachodzie rowerzyści podróżowali wzdłuż rzek Odry i Nysy Łużyckiej. Ten etap łęcznianie pokonywali jeżdżąc po stronie niemieckiej. – Ścieżki rowerowe są tam lepsze niż niejedna droga samochodowa w Polsce – tłumaczą. - Bardzo podobało mi się w Cedyńskim Parku Krajobrazowym. Odra, pagórki, jeziora, lasy… Wspaniale jeździ się po tak zróżnicowanym terenie – uważa Karol.
Na południu jechali dziennie około 90 km. – Obawialiśmy się Tatr, ale okazały się banalne. Właściwie cały czas zjeżdżaliśmy w dół. Najtrudniej było w Bieszczadach, które najpierw nie chciały nas do siebie wpuścić, a potem wypuścić.
Do domu Emilia i Karol wrócili po 30 dniach, razem na wyprawę wydali 3 tys. złotych. Nie mieli większych problemów z rowerami. Usterki naprawiali na bieżąco, poradzili sobie m. in. z pękniętym bagażnikiem. Spali pod namiotem lub w gospodarstwach agroturystycznych, gdzie często udawało im się utargować korzystniejszą cenę noclegu. Gotowali w butli gazowej.
Łęcznianie niedługo znów wyjadą do pracy za granicę, być może do Szkocji. Co opowiedzą o swoim kraju? - Polska jest piękna a Polacy mili i gościnni: pozdrawiali nas, pomagali, zapraszali na nocleg – mówi Emilia. I dodaje z uśmiechem: - To nieprawda, że „już nie ma dzikich plaż”. Przekonaliśmy się, że są.
W przyszłości łęczyńscy rowerzyści chcieliby okrążyć rowerem Europę. – To najlepszy pojazd do turystyki. Pieszo byłoby za wolno, a samochodem za szybko, by zobaczyć tyle ciekawych miejsc. Prędkość jazdy na rowerze jest idealna – mówi Karol.
Kamil Kulig
- Kamil Kulig